poniedziałek, 16 stycznia 2017

15. i 16. Blue Monday?

Cześć!

Wczoraj darowałam sobie pisanie, gdyż nie wydarzyło się nic ciekawego. Przez weekend czytałam książki V. Scott Ogień i woda i Kamień i sól (ta sama seria) i wczoraj wieczorem byłam w kościele na Mszy. Tyle.

Dzisiaj mamy tzw. Blue Monday, czyli bodajże najbardziej depresyjny dzień w roku w którym dochodzi do największej ilości samobójstw w ciągu roku. Milusio, prawda? (tak, to była ironia) Za to ja miałam całkiem udany dzień. Wstałam, pojechałam do galerii na zakupy - kupiłam dwa lakiery hybrydowe (Neonail kolor Nude - cudeńko <3 ) i buty z CCC które kiedyś mi się podobały za 48 zł. Żyć nie umierać! Na dodatek kiedy wracałam autobusem do domu zadzwonił telefon. Zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną! Czuję, że z moim brakiem kwalifikacji i tak się nie dostanę, ale przynajmniej pójdę tam dla sportu dowiedzieć się, jak reaguję w takiej sytuacji i co musiałabym jeszcze poprawić. Ale i tak - w czwartek o 12.00 trzymajcie za mnie kciuki!

Poza tym nadrobiłam kilka filmów: Ralph Demolka (5/10), Lepiej późno niż później (7/10), Tarzan: Legenda (6/10) i Facet na miarę (5/10). Teraz oglądam na Polsacie Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia i podziwiam Keanu Reevesa <3

Do ślubu Państwa Młodych zostało: 95 dni.

Pozdrawiam,

Singielka111


sobota, 14 stycznia 2017

14. Meldunek.

Moi drodzy,

Melduję tylko ciągłe granie w Stardew Valley i generalne obijanie się przed kompem i telewizorem. Od wczoraj wieczora obejrzałam Spotlight (7/10, niestety pierwsze pół godziny ciągnie się jak flaki z olejem), Wodę dla słoni (5/10, tu dla odmiany ciągnęła się druga połowa) i Wyspę Nim (3/10).

Niestety, to tyle.

Singielka111

piątek, 13 stycznia 2017

12. i 13. "...śpiewaniem, śpiewaniem, ŚPIEEEWAAANIEEEM!", Stardew Valley oraz piątek 13.

Hej!

Znowu wczoraj nie było notki, ponieważ po próbie śpiewu miałam gigantycznego lenia. Przepraszam :( Za to cały czas chodzą mi po głowie śpiewane wczoraj kolędy w tym głównie Tryumfy Króla Niebieskiego jak widać po tytule.

Wciągnęłam się potwornie w granie w Stardew Valley. Naprawdę polecam. Nawet nie wiecie, jak kojąca może być zabawa w farmę.

Z ofertami pracy w moim powiecie jest coraz gorzej. Dzisiaj wysłałam tylko jedno CV, wczoraj żadnego.

Z facetami również nie najlepiej. Pan Matematyk, z którym pisałam przez ostatnie kilka dni okazał się mieć zainteresowania podobne do moich, a przy tym tak odmienne że głowa mała. Na przykład: oboje lubimy czytać książki i oglądać filmy (brzmi dobrze, prawda?), ale lubimy czytać książki i oglądać filmy zupełnie różne gatunkowo. Przez to rozmowy przestały nam się kleić. Na dokładkę (bo dzisiaj piątek trzynastego) dzisiaj wyszło, że niedowidzi. Możecie mnie teraz zlinczować, ale nie czuję się na tyle silna by wejść w związek z kimś nie do końca pełnosprawnym na 100%. Nieważne jak dobrze by nam się rozmawiało (dobrze, że nam się już rozmowy nie kleiły wcześniej - dzięki temu mam przynajmniej czyste sumienie nie odpisując) wiem, że choćby kolegowanie się z kimś niemalże niewidomym polega po części na opiekowaniu się tą osobą na każdym kroku. Skąd ta pewność? Chodziłam do liceum z klasami integracyjnymi, w mojej klasie była niewidoma od urodzenia dziewczyna (powiedzmy, że niewidoma bo kształty rozróżniała i chyba niektóre kolory też). Naprawdę miło się z nią rozmawiało, ale cały czas nie czuło się bycia tylko koleżanką, ale również poczucie odpowiedzialności za nią. Nie jestem gotowa i już.

Czekam na lincz,

Singielka111

środa, 11 stycznia 2017

11. Książki, książki, książki wszędzie

Hej!

U mnie jak zwykle nic ciekawego się nie dzieje, póki co nadal "nołlajfię" w Isaaca.

Dzisiaj jest jakiś dziwny dzień. Ostatnio zastanawiałam się co czytać, mam jeszcze 3 książki na półce, a tutaj jednego (!) dzisiejszego dnia weszły do sprzedaży kolejne 4 tomy do których chcę się dopchać: Tajemne miasto C.J. Daugherty, W sercu światła i W spojrzeniu wroga A. Kaufman, M. Spooner, oraz wreszcie Reguły gry J. Frey.

No nic, to ja wracam do Isaaca, może jeszcze zajrzę do Stardew Valley (dopiero teraz się zorientowałam, że kilka miesięcy temu była aktualizacja) i odpoczywam dalej.

Miłego,

Singielka111

wtorek, 10 stycznia 2017

10. Waga w dół i Isaac

Tak!

Waga poszła w dół do 105,3 kg. Oby tak dalej!

Nic się dzisiaj nie wydarzyło poza tym, że gadałam na Skype z kumpelą z magisterki z Genewy (więc nazwijmy ją Genewa) i tłumaczyłam jedno zagadnienie z projektu kumplowi z roku niżej (gram z nim w szachy więc nazywajmy go po prostu Szachami).

Resztę dnia spędziłam na graniu w The Binding of Isaac: Afterbirth+, do którego parę dni temu wyszedł nowy dodatek.

Wracam do grania, 

Singielka111

poniedziałek, 9 stycznia 2017

9. Kac książkowy i truskawki

Hej!

Nie spałam dzisiaj do 4 nad ranem, tak się wciągnęłam w czytanie Płonącej korony R. Carson. To drugi tom Trylogii Ognia i Cierni, a wydawnictwo samo nie zna daty wydania w Polsce trzeciej części (napisałam do nich wiadomość na fb z zapytaniem).  Oryginalna książka została wydana w 2013, a drugi tom w Polsce latem 2015 więc najwyższy czas na finał historii... Mam kaca książkowego... W każdym razie lekturę gorąco polecam - lekka przygodówka z nutką romansu, raczej dla kobiet.

Na zakupach dorwałam dzisiaj egzotyczne truskawki (pewnie z jakichś Chin czy innej Malty). Tyle radości! To jeden z moich ulubionych owoców. Miło, że urozmaicił mi dzisiaj dietę.

Nadal wymieniam korespondencję z gościem z portalu randkowego, ale póki co piszemy o sobie, o naszych hobby itp. więc jeszcze nie wydarzyło się nic ciekawego. Ogłoszeń o pracę w zawodzie wynajduję coraz mniej.

W ramach nadrabiania filmów obejrzałam przez ostatnie kilka dni Ratcheta i Clanka (5/10), Księgę dżungli film z 2016 (4/10), Tini: Nowe życie Violetty (6/10) i Królową pustyni (6/10).

Poza tym nic ciekawego się nie dzieje, więc już kończę,

Singielka111


niedziela, 8 stycznia 2017

8. Zima

Hej!

Czy tylko ja uważam, że temperatura poniżej zera powinna być zakazana? Nie mam ochoty nigdzie ruszać się spod koca, nawet do kościoła...

W sumie nic ciekawego się nie dzieje, ale... Ktoś kto wydaje mi się normalny odezwał się do mnie na portalu randkowym! Ostatnio wymieniłam tylko 3 krótkie wiadomości na poziomie "cześć, co robisz" z jednym typem, a inny okazał się nawiedzonym organistą nazywającym mnie "Świętym Graalem naszych czasów"... Był wielce zdziwiony faktem, że w dzisiejszych czasach istnieją kobiety przyznające się do swojej wiary (nie wiem czy już o tym pisałam ale jestem praktykującą katoliczką - i nie jestem przy tym nawiedzona).

Wracam pod koc, trzymajcie się cieplutko

Singielka111

sobota, 7 stycznia 2017

6. i 7. Spotkania

Witajcie!

Na wstępie przepraszam za brak wpisu wczoraj - niestety nie wyrobiłam się przed spotkaniem, a gdy wróciłam do domu o 2 w nocy nie miałam już siły cokolwiek pisać.

Wczoraj miał się pojawić wpis na temat zapisania się na kurs podnoszący moje kwalifikacje zawodowe. Co tu dużo pisać? Po prostu szukam takiego, który pojawi się w moim mieście w trybie weekendowym, albo na przecenie w innym mieście (co by po dodaniu kosztów noclegu i pożywienia wyszła mniej więcej ta sama kwota). 

Ostatnie dwa wieczory spędziłam na spotkaniach ze znajomymi. W czwartek, na spontanie, przyjechał do mnie przyjaciel a wczoraj widziałam się z częścią ludzi z magisterki.

Przyjaciela nazwijmy Bratem, zawsze się tak do niego zwracam. Poznaliśmy się na studiach, na moim pierwszym stopniu. Po jego przyjeździe przez kilka godzin rozmawialiśmy o wszystkim i niczym, głównie relacjach damsko-męskich, przy duuuuużym kubku herbaty. Po prostu miły, przyjazny wieczór.

Ze znajomymi ze studiów magisterskich też rozmawialiśmy o szeroko pojętych relacjach damsko-męskich, głównie jednak schodziliśmy na tematy zawodowe. Nie ukrywam, zrobiło mi się lżej na sercu gdy się dowiedziałam, że mniej więcej połowa z nich nadal nie może znaleźć pracy w zawodzie tak jak i ja. Wypiliśmy kilka niekonwencjonalnych piwek (ciemne piwo z nutą kokosową - pycha!) pograliśmy w planszówki i zamówiliśmy kebaba. Tak, złamałam pierwszy raz dietę przez małe pudełko kebaba o 1 w nocy, ale warto było dla miny właściciela pubu wchodzącego do naszej salki widzącego 12 osób wsuwających przeogromne ilości mięsa. Polecam, Singielka111. Jako ciekawostkę dodam, że kilka osób pochwaliło mój nowy wizerunek. Na studiach magisterskich pojawiałam się głównie bez makijażu, w spiętych włosach, okularach i w spodniach (zarówno legginsach jak i jeansach). Wczoraj przyszłam w pełnej "tapecie" na twarzy, w soczewkach (czasem na tego typu wyjścia je zakładam), sukience i rozpuszczonych włosach - wywołało więc to lekki szok. Plus jest taki, że miło połechtało to moje ego i wzrosła pewność siebie.

Dzisiaj natomiast nie mam zamiaru robić nic produktywnego poza czytaniem książki, oglądaniem filmów czy graniem na konsoli. A żeby nie było, że jestem bezproduktywna - rano przejrzałam czy nie pojawiły się nowe oferty pracy. Wysłałam tylko jedną CVkę, ale za to musiałam napisać do niej list motywacyjny.

Miłego weekendu,

Singielka111

czwartek, 5 stycznia 2017

5. Moje hobby

Witajcie!

Dzisiaj chciałam się skupić na moich hobby. Nie są zbyt wyszukane, ponieważ zaliczam do nich: czytanie książek, oglądanie filmów/seriali, granie w gry wideo. Ale przede wszystkim moje serce od dziecka jest blisko muzyki, a zwłaszcza śpiewania.

Nie wiem co o tym napisać, bo po prostu kocham śpiewać. Kiedy śpiewam przez dłuższy czas czuję jakbym oddychała pełną piersią, jakbym oddychała szczęściem. Też tak macie przy wykonywaniu czynności które kochacie? Od trzech miesięcy próbuję się zapisać na lekcje śpiewu, ale jakoś ciągle mi nie po drodze... Za to w październiku wróciłam do chórku śpiewającego przy mojej parafii, co daje mi średnio 1-2 godzin śpiewania dwa razy w tygodniu. 

Muzycznie rozwijam się powolutku też w innym kierunku. Od gimnazjum gram na gitarze (niestety wyszłam już z wprawy i nie umiem dobrze trzymać chwytów barowych) i chcę zacząć się uczyć grać na keyboardzie, który kupiłam sobie "za inżyniera". Przez dwa lata wypakowałam go z kartonu raz i nauczyłam się grać Jezus Malusieńki na dwa palce. Może teraz, jak mam dużo wolnego czasu, znowu go rozłożę.

Wróćmy do moich innych zainteresowań. Oglądam głównie filmy/seriale romantyczne, fantasy i sci-fi. Często mam też fazę na animacje i anime, np. dzisiaj obejrzałam Gdzie jest Dory (wg mnie 6/10) i Kung Fu Pandę 3 (8/10, chyba najlepsza część). W końcu mam czas na nadrabianie filmów! Ostatni urlop/wakacje miałam przez niecały tydzień półtora roku temu, więc wolne na coś się przydaje. 

Do października grałam w gry głównie na moim zdezelowanym laptopie. Teraz przerzuciłam się na PS4 kupioną "za magisterkę" na którą mam tylko cztery gry: Wiedźmina 3 z dodatkami, Beyond: Dwie dusze, Heavy Raina i No man's sky. Poza ostatnią pozycją, reszta jest naprawdę godna polecenia. Wcześniej grałam głównie w RPG, symulatory (tu prym wiodą moje ukochane The Sims), gry logiczne i indie. Do moich ulubionych pozycji zaliczam właśnie The Sims (mam 2 i 4 ze wszystkimi dodatkami), The Elder Scrolls V: Skyrim, The Binding of Isaac: Afterbirth i Dragon Age: Początek. Od czasów PS4 do tej grupy wchodzi również wyżej wspomniany Wiedźmin 3: Dziki Gon.

Co do gatunków czytanych przeze mnie książek, są one zbliżone do tych filmowych/serialowych - czytam romanse, fantasy, rzadziej sci-fi, ale głównie wybieram książki tzw. młodzieżowe. Wczoraj skończyłam czytać Załącznik R. Rowell i Czas pogardy A. Sapkowskiego (wzięłam się za Wiedźmina natchniona przez grę). Dzisiaj odebrałam paczkę zamówionych książek i zaczęłam czytać Płonącą koronę R. Carson. Nie wiem, czy jestem w stanie wskazać ulubioną książkę, ale na pewno do tych wyjątkowych zaliczam serie o Harrym Potterze i Ani z Zielonego Wzgórza z którymi dorastałam. Ostatnie "kace książkowe" zaliczyłam przy pierwszej trylogii Rywalek K. Cass, trylogii W otchłani B. Revis i pierwszym tomie Czerwonej Królowej V. Aveyard (#teamMaven). W związku z dużą ilością czasu i chęci na czytanie zapisałam się na wyzwanie Przeczytam tyle ile mam wzrostu na blogu Dzosefinn's Books, którego banner powinniście móc zobaczyć po prawej stronie.

Uff, przebrnęłam przez to wszystko ale mam wrażenie, że i tak ominęłam coś ważnego ;) Kończę na dziś, bo coś długo wyszło.

Singielka111

środa, 4 stycznia 2017

4. Odchudzanie i inne makijaże

Cześć!

Dzisiaj będzie krócej, bo odchudzanie to jednak proces długoterminowy :) 

W zeszłym roku przez jakieś 7-8 miesięcy chodziłam do dietetyka, udało mi się wtedy schudnąć z 115 do 96 kg. Niestety w trakcie wakacji przerwałam dietę, i do tej pory przytyłam znów 10 kg :( Najlepiej w swoim życiu wspominam wagę 80-85 kg i taką wagę docelowo chciałabym osiągnąć. Ponoć przy moim wzroście (176 cm) powinnam ważyć jakieś 76 kg, ale jak kiedyś ważyłam mniej więcej tyle czułam się jak chuda tyczka i mogłam bezproblemowo liczyć sobie żebra. 

Dzięki wizytom u dietetyka mam dość sporo przepisów i nadal pamiętam zasady dzięki którym schudłam bez problemu - podstawa to 5 regularnych posiłków dziennie i dużo wody. Już tęsknię za czekoladą... ale czego to się nie robi, żeby lepiej wyglądać! Na moje nieszczęście mężczyźni są wzrokowcami i trzeba nad puszystością panować.

W trakcie zeszłego roku nauczyłam się też robić sobie pełen makijaż co zaowocowało tym, iż kilku znajomych nie poznało mnie na pierwszy rzut oka. Ponoć wyszło mi to na plus. Teraz staram się nie wychodzić z domu bez chociażby kreski na oku i szminki na ustach nawet do sklepu na przeciwko.

Jeśli chodzi o odchudzanie i wygląd to chyba tyle, bo za ćwiczenia czy bieganie to się nie próbuję nawet brać. Co najwyżej zacznę jeździć na rowerze, jak temperatura wzrośnie do ok. 15°C.

Z innych wydarzeń melduję, że codziennie wchodzę na mój portal randkowy na którym nadal niewiele się dzieje. Codziennie szukam też ofert pracy, których wynajduję w moim zawodzie coraz mniej.

Do ślubu Państwa Młodych zostało 107 dni.

Trzymajcie kciuki,

Singielka111

wtorek, 3 stycznia 2017

3. Work, work, work...

Hej!

Dzisiaj przybliżę wam trochę jak życie potoczyło mi się ze studiami i pracą.

W 2010 roku skończyłam klasę o profilu humanistycznym, w jednym z lepszych liceów w moim mieście. W związku z tym, że od podstawówki pragnęłam być nauczycielką klasa ta miała mi pomóc zostać polonistką. Niestety w trakcie szkoły średniej wyszłam z założenia, że jednak wolę nauki ścisłe. Myślicie, że poszłam na jakąś matematykę czy fizykę nauczycielską? Nic bardziej mylnego! Pod wpływem Wujka Inżyniera zapisałam się na Politechnikę. Po kierunku, który ukończyłam mogę pracować przede wszystkim w biurze projektowym lub na budowie. Wymyśliłam sobie wtedy, że po skończeniu studiów zrobię podyplomówkę pedagogiczną i zostanę nauczycielką kilka lat później. We wrześniu tego roku zapiszę się na rekrutację, ale do tego czasu trzeba znaleźć pracę - a skoro męczyłam się 6 lat (zaraz napiszę, czemu nie 5) to wypadałoby chociaż spróbować popracować w zawodzie.

Dotychczas w zawodzie nie pracowałam nigdy, może jedynie w czymś "obok" zawodu. Pierwszą pracę podjęłam po przymusowym roku wolnego na studiach - nie oddałam pracy inżynierskiej na czas, w związku z czym broniłam ją rok później. Przez ponad pół roku pracowałam przy typowej bazie danych. Pod koniec umowy udało mi się dostać pracę sezonową również w bazach danych, tym razem dotyczących rolnictwa. Tam przepracowałam 3 lata (dosłownie lata - pory roku) również w trakcie studiów drugiego stopnia. Sezon w firmie "rolniczej" trwa od końca czerwca do połowy listopada, i przez drugą połowę stycznia. Dodatkowo od kwietnia do września tego roku w wolnych chwilach pracowałam jako pomoc u Wujka Inżyniera (przynieś, podaj, pozamiataj). W sierpniu i grudniu dorabiałam również w urzędzie związanym mniej więcej z moim zawodem, ale niestety w dziale administracji i księgowości. Umowa w tym ostatnim kończyła mi się 30. grudnia, wobec czego nowy rok zaczynam jako bezrobotna/poszukująca pracy. Teraz czekam na te 2-3 tygodnie stycznia u "rolników" by coś dorobić, a potem... się zobaczy. Liczę na znalezienie pracy w ciągu tego miesiąca.

To tyle jeśli chodzi o moją edukację i doświadczenia zawodowe. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam.

Pozdrawiam,

Singielka111

poniedziałek, 2 stycznia 2017

2. Gdzie Ci mężczyźni i pełen smutek

Cześć!

Może zacznę od tego, że przemogłam się i weszłam z samego rana na wagę. Nie sądziłam, że będzie aż tak ŹLE - 106,9 kg. Pełen smutek.

Zaczęłam szukać ofert pracy w mojej branży. Też pełen smutek, ale o tym jutro.

Aby każdy mógł ogarnąć kontekst sytuacji każdego z punktów mojego postanowienia, w skrócie będę musiała opisać co do tej pory mi się w życiu wydarzyło. Na początek na warsztat weźmiemy facetów. Zacznę od samego początku moich związków i większych zakochań, bo bez sensu zaczynać od środka. Pominę jedynie dziecięce zauroczenia z czasów zerówki i podstawówki.

W pierwszy, jeszcze zdecydowanie "gimbazjalny" związek weszłam z chłopakiem rok młodszym w trzeciej klasie gimnazjum. Chłopaka poznałam przez wspólnych znajomych, i to ja za nim strasznie biegałam - nazwijmy do Facetem 1. Zapytał mi się o "chodzenie" w McDonaldzie w naszej dzielnicy. Byliśmy ze sobą jakieś 2 tygodnie, zerwał ze mną w trakcie wspólnego zimowiska organizowanego przez moją parafię. Kilka dni po przyjeździe do domu związał się z dziewczyną poznaną na tymże zimowisku. Sama spotkałam wtedy również mojego Faceta 2. Facet 2 był dwa lata ode mnie młodszy (co dla moich koleżanek było wtedy przepaścią wiekową!), ale dobrze mi się z nim rozmawiało. Zerwałam z nim po tygodniu po tym, jak przyjaciółka mi powiedziała, że się do niej dobierał. Traumę ma do dzisiaj. Jakiś miesiąc później, samotny znów Facet 1 chciał do mnie wrócić "na próbę" ale po pięciu dniach próba się skończyła. W ramach ciekawostki - Facet 1 kilka lat później zorientował się, że woli chłopców.

Następny, dość istotny w moim życiu przypadek niebędący moim facetem nazwijmy Gluś (nie wiem czemu, ale moja Mama go tak nazywała). Ależ byłam wtedy zakochana! Klapki na oczach przez ponad dwa lata. Poznaliśmy się w kółku w liceum do którego razem uczęszczaliśmy. Chodziłam za nim wszędzie, dosłownie wszędzie - w szkole czy też poza nią. Nie pamiętam osoby, która by nie myślała, że jesteśmy parą. Cały problem polegał na tym, iż po pół roku znajomości Gluś przyznał mi się... do bycia gejem. Co nie zmieniało faktu, że nadal za nim chodziłam, Chyba myślałam, że z homoseksualizmu da się człowieka wyleczyć, czy coś.

W okolicach studniówki zeszłam się z Facetem 3. Był przyjacielem moim i Glusia, trzymaliśmy się przez większość liceum we trójkę. W sumie, wyszło to trochę przez przypadek, ale byliśmy ze sobą półtora roku. Niby było dobrze, ale gdzieś pod spodem czułam, że to nie jest to. Zerwałam z nim po podliczeniu wszystkich wad i zalet naszego związku - z tego co pamiętam było jakieś 7 zalet i 8 wad (w każdym razie, różnica jednej cechy). Głównymi przyczynami końca był fakt, że Facet 3 zamykał mnie trochę w złotej klatce, np. nie mogłam iść sama w sobotę do przyjaciółki bo foch, oraz trochę ciągnięcie mnie na siłę do łóżka. Po zerwaniu widzieliśmy się tylko dwa czy trzy razy przez przypadek, przez ułamek sekundy. Nie narzekam z tego powodu.

Facet 4 to ciężki temat. Cała historia rozgrywała się na przestrzeni ponad trzech lat. Znaliśmy się z podwórka, mieszkał przy tej samej ulicy. W dzieciństwie nie zwracałam na niego uwagi, bo był aż trzy lata młodszy. Kiedy był w drugiej klasie liceum zaś ja na drugim roku studiów, zaczęłam dawać mu korepetycje z matematyki. Jakiś rok później wyszło, że coś do siebie czujemy. Problem pojawił się w momencie, gdy tuż przed swoją maturą oznajmił mi, że idzie do zakonu. Poszedł. I wrócił. Trzy tygodnie później. Z informacją, że przenosi się do kolejnego zakonu. Poszedł. Też wrócił. Tym razem ponad pół roku później. Został na pół roku, byliśmy bardzo blisko ze sobą już prawie coś wyszło ale... Znowu poszedł. Do trzeciego zakonu. Z którego również wrócił. Próbował ułożyć sobie życie w naszej miejscowości przez jakieś trzy miesiące i... wrócił ponownie do trzeciego zakonu. Z którego wyszedł jakieś pół roku później pod wpływem moich listów (pisywaliśmy ze sobą przez większość tego czasu) z informacją, że to dla mnie. Zostaliśmy oficjalnie parą we wrześniu 2015 roku. Zerwał ze mną bez wyraźnego powodu w Boże Narodzenie. "Najlepsze" święta w moim życiu. Potem kilkukrotnie usiłował odnowić ze mną kontakt, ale unikałam go - żeby znowu historia się nie powtórzyła. Doszłam do wniosku, że lepiej być samą niż z kimś takim.

W tym momencie jestem już wyleczona. Gdy spotykam się gdzieś z Facetem 4 (a czasem się widzimy, mieszkamy około 300 m od siebie i mamy wielu wspólnych znajomych) potrafimy porozmawiać ze sobą przez chwilę i nie skakać sobie do gardeł. W każdym razie, głównie przez niego straciłam przez niego wiarę w istnienie mężczyzn. Nie dużych chłopców, tylko mężczyzn.

Śmieję się, że mam już tylko dwa wymagania konieczne wobec mojego przyszłego faceta: 1. powinien być ode mnie wyższy (mam 176 cm, a jednak lubię szpilki) 2. powinien mieć mózg i robić z niego użytek. Wiecie jakie to, kurde, trudne? Mam ochotę śpiewać niczym Danuta Rinn: "Gdzie Ci mężczyźni? Prawdziwi tacy...".

W ostatnim czasie poznałam kilku facetów spełniających te wymagania, jednak chyba nie są mną zainteresowani w romantyczny sposób. Założyłam więc kilka dni temu konto na portalu randkowym - i czekam.

Do ślubu Państwa Młodych zostało 110 dni.

Trzymajcie kciuki,

wasza Singielka111


niedziela, 1 stycznia 2017

1. Nowy Rok, nowe postanowienia

Drodzy Czytelnicy!

Witam na moim blogu. Blog ten będę traktować trochę jak pamiętnik, trochę jak postanowienie noworoczne a trochę jak... jeszcze nie wiem co.

Z góry zaznaczam, że pomysł narodził się w mojej głowie pod wpływem serialu "Singielka" do niedawna emitowanego przez telewizję TVN. Główna bohaterka - tytułowa Elka Singielka założyła, że znajdzie faceta przez konkretną liczbę dni, z którym pójdzie na wesele swojej siostry. Zostałam postawiona w podobnej sytuacji. Moja przyjaciółka bierze ślub 21. kwietnia - dokładnie za 111 dni. Ostatnio, w żartach, wyraziła nadzieję, że pojawię się na jej weselu już z przyszłym mężem. Problem w tym, iż od pewnego czasu mimo usilnych prób ciągle jestem sama.

Moja sytuacja życiowa obecnie jest średnio stabilna - mam 25 lat (pomińmy kwestię, że jesienią wartość ta zwiększy się do 26), ciągle mieszkam z rodzicami, nie mam pracy, faceta oraz perspektyw na szybką zmianę zaistniałej sytuacji. Mimo zakończenia studiów kilka miesięcy temu, nadal nie mogę znaleźć czasu i wygospodarować pieniędzy na choć jedno z wielu moich zainteresowań. W poszukiwaniu faceta i pracy nie pomaga mi też fakt mojej prezencji (a raczej jej braku), ponieważ przy wzroście 176 cm ważę 100±5 kg. Nie wiem ile dokładnie, bo boję się wejść na wagę.

Wobec zaistniałej sytuacji w ciągu 111 dni:
1. znajdę faceta na wesele przyjaciółki - miejmy nadzieję, że takiego już na stałe,
2. znajdę pracę w zawodzie, w której zostanę na dłużej niż 3 miesiące,
3. schudnę 10-15kg i generalnie wezmę się za swój wygląd,
4. zapiszę się na lekcje śpiewu i będę regularnie ćwiczyć,
5. znajdę i wyjadę na kurs zwiększający moje kwalifikacje zawodowe,
6. będę codziennie opisywać moje zmagania na blogu.

To postanawiam Ja, wasza prawdziwa Singielka.

Trzymajcie kciuki.